
Pieśń o pielgrzymie i dobrym pasterzu
Chrześcijanie katolicy, proszę posłuchajcie, Co wam opowiadać będę, pilno pozór dajcie; Byście dobrze zrozumieli, A pożytek z tego mieli, Dla duszy zbawienia. Pewny pielgrzym z Palestyny, szedł do Jeruzalem, Ujrzał ślicznego młodzieńca, który z wielkim żalem Przed ubogim domkiem stał Laskę pasterską w ręce miał, Bardzo rzewnie płakał! Obaczywszy go on pielgrzym zbliżył się do niego, Mając z nim politowanie, tak przerzekł do niego: Młodzieniaszku skądżeś ty jest? I czego tak rzewnie płaczesz? Cóż ci się stało? Młodzieniec mu rzekł z pokorą jestem syn jednego, Króla bardzo wielmożnego, z kraju dalekiego, A ten mój kochany ojciec, Miał w owczarni sto owiec, Jedna z nich zginęła. I błąkała się po pustyni, dla tego mnie posłał, Pan Ojciec mój najmilszy, ażebym jej poszukał, Nie mogę do niego wrócić, Choćbym miał i życie stracić, Póki jej nie znajdę. Pielgrzym na to rzekł do niego młodzieńcze kochany Czemuż twój najmilszy ojciec tak jest zatroskany O jedną nędzną owieczkę, Która się dała w ucieczkę, Gdy jest tak wielmożny. Młodzieniec mu odpowiedział, mój Ojciec kochany O tę zgubioną owieczkę, tak jest zatroskany; Bo ją bardzo umiłował Dla tego że ją sam stworzył, Gdyby miała zginąć. Każdej godziny się pyta, tych co koło niego, Znajdują się, czy owieczka, nie wraca do niego; Oto żadnej troski nie ma, Czy na puszczy jego syna, Wilcy nie rozszarpią. Gdyby tylko tę owieczkę, którą umiłował, Mógł odzyskać niczegoby dla niej nie żałował; O niestetyż mnie grzesznemu, Człowiekowi strapionemu, Cóż ja tu mam począć. W tej pustyni są drapieżne, zwierzęta i srogie, Ach! przyjdzie mi tu zostawić, moje życie srogie: Bo choć tę owieczkę znajdę, To niż z nią z tej puszczy wyjdę, Wilcy mnie rozszarpią. A jeżeli jej nie znajdę zginę od boleści, Bez tej owieczki dla której, umrzeć chcę z miłości, Ojciec mnie posłał w tę drogę Nazad się wrócić nie mogę, Biada mnie smutnemu. O Boże mój! O Boże mój, gdzie znajdę owieczkę? Która w tę wielką pustynią, dała się w ucieczkę; O by sama wrócić chciała, Głosu mego posłuchała, Ach! czegóż się lęka. Gdyż ja jej nie chcę uczynić bynajmniej nic złego, Ale wziąść na swe ramiona i do serca swego; Przycisnąć z wielką miłością, Do Ojca zanieść z radością, O jakby się ucieszył. Pielgrzym dalej rzekł do niego, gdy ojciec chciał posłać Owej zgubionej owieczki, po tej puszczy szukać; Czemuż nie posłał jednego, Z dworzanów swoich innego, A nie Ciebie Syna. Młodzieniec mu odpowiedział, Ojciec mój dla tego, Posłał najmilszego Syna, swego jedynego; Aby ztąd cały świat poznał, Jak bardzo onę miłował, Tę swoję owieczkę, Bo jak ludzie ujrzą, że tak śliczny syn królewski Chodzi po dolinach, skałach, tej pustyni wielkiej; Że nieraz swe ręce, nogi, Zrani o ciernie i głogi, I ostre kamienie. Wystawiony na powietrze i upały słońca, Na przykre mrozy i śniegi, i wylewy deszcza; Gdy usłyszą z jakiej mocy, On zawsze w dnie i w nocy, Woła bez przestanku. O owieczko moja miła, owieczko kochana, Powiedz gdzieś jest oto ja Syn, Króla twego Pana; Powróć, powróć tylko do mnie, Wezmę cię na swoje ramiona, Zaniosę do Ojca. Tam ci będzie bardzo dobrze, albowiem z rąk jego, Żyć i odpoczywać będziesz, na łonie u niego; Wróć się, wróć owieczko miła. Gdzieżeś mi się obróciła, Wróć się, wróć do mnie. Widząc to i słysząc ludzie, będą sobie mówić: O jak niewymownie dobry, ten to Król musi być; Który tak bardzo ukochał, Swą owieczkę któżby nie chciał, Być owieczką Jego. Pielgrzym znowu rzekł do niego, czemuż gdy cię posłał Ojciec twój szukać owieczki, zbrojnych swoich nie dał; By cię od drapieżnych zwierząt, Na tej puszczy mogli bronić, Młodzieńcze nadobny. Młodzieniec mu odpowiedział, ach bo ja ją kocham, Owieczkę wielką miłością, jak i mój ojciec sam; I chcę by cały świat o tem, Wiedział dla tego sam jeden, Puścił się w tę puszczą. Aby była ztąd poznana moja miłość wielka Która się nigdy niczego, bynajmniej nie lęka; Zimna ani upodlenia, Głodu ani utrapienia, Nawet samej śmierci. O owieczko moja najmilejsza, patrz jak cię miłuję, Oto dla dobra twojego, cały się daruje; O owieczko moja miła, Gdzieżeś mi się obróciła? Wróćże się wróć proszę. Znowu Pielgrzym rzekł do niego, gdyby tę owieczkę, Znalazł czybyś ją nie karał, za jej ucieczkę; I oto, że opuściła, I owczarnią pogardziła, Ojca Pana swego. Młodzieniec mu odpowiedział, ja z mym Ojcem miłym Na tę zgubioną owieczkę, zagniewany byłem; Ale niech się wróci tylko, Wieczne zapomnienie wszystko, Co przedtem czyniła. O owieczko moja miła, owieczko zgubiona, Wróć do mnie bo ja cię wezmę na swoje ramiona; Przycisnę do serca swego, Zaniosę do Ojca mego; Z wielką wesołością. Pielgrzym znowu tak zapytał, a gdybyś ją znalazł, Tę owieczkę co tak bardzo, troskliwie jej szukasz; A dzikie zwierzęta by Cię, Przyprawiły o twe życie, Cóżbyś za zysk z niej miał. Młodzieniec mu odpowiedział, Ojciec mój ani ja, Żadnego zysku z owieczki, zbłąkanej niema Ale chcemy aby żyła, A na puszczy nie zginęła, To tylko z miłości. A litość nasza czyni, pokoju nie daje, Miłość moja mi odwagi i siły dodaje, Nagrody zysku żadnego, Nie pragniemy tylko tego By zbawiona była. O owieczko moja miła, owieczko wróć do mnie, A ja cię z wielką miłością, wezmę na swe ramię, I zaniosę cię do Ojca, Tam będziesz wiecznie bez końca, Radość używać. Jeszcze pielgrzym tak zapytał, gdyby cię rozszarpać miały, Drapieżne zwierzęta chciały, cóżbyś z nią uczynił, Jakóżbyś ją ty obronił, I jako onę zasłonił, Tę nędzną owieczkę. A młodzieniec pielgrzymowi, dał odpowiedź taką, Wiem jednę górę w świecie co jest bardzo wysoką: Blisko przy Jerozolimie, Kalwarja jest jej na imię, Drzewo na niej rośnie. To drzewo bardzo wysokie, a nazywa się krzyż, I skryłbym tam ma owieczkę, gdyby tu chciała przyjść Sam sobą bym ją zastawił, A głosem bym wielkim mówił, Do zwierząt drapieżnych. O wy drapieżne zwierzęta, o przychodźcie do mnie, A złość jaką tylko chcecie, wyrabiajcie na mnie, Tylko owieczki szanujcie, Ojca mego się lękajcie O to ja was proszę. Dobrowolnie się w moc daję i chętnie chcę znosić, Boleści i utrapienie, cierpliwie ponosić; Chcę nawet ochotnie umrzeć, Aby mogła na wieki żyć, Ta owieczka moja. Ten pielgrzym do Jeruzalem, co rok pielgrzymował, A zawsze młodzieńca, w tej drodze widywał; Jak pilno po puszczy biegał, Głosem aże się rozlegał, Wołał swej owieczki. Przechodził różne pustynie, wioski i miasteczka A pilnie wszędzie szukając, gdzie jego owieczka; O owieczko moja miła, Gdzieżeś mi się obróciła O powróćże do mnie. Trzeciego roku on Pielgrzym znowu się z nim widział I pytał go czy owieczki onej gdzie nie widział. Gdy tak pilno szukasz wszędy, To byś ją też przecie kędy, Miał ujrzeć lub znaleźć. Młodzieniec mu odpowiedział: ach owieczka miła, To się z wilkami z kozłami, dzikimi zbraciła; I częstom się już z nią spotkał, Ta gdy mnie widzi ucieka, Między dzikie wilki. Przez to moje miłosierne, serce bardzo rani, Gdy odemnie dobrodzieja, na bok zawsze stroni Którą ja tak sobie ważę, Za nią życie moje łożę, Dla jej zbawienia. Z żalem znowu on młodzieniec, pobieżał z prędkością Szukając onej owieczki w pustyni z pilnością Zawsze wołał nieustannie, O powróćże powróć do mnie, O owieczko miła. Czwartego roku on Pielgrzym, gdy drogą pospieszał; Już więcej głosu onego, młodzieńca nie słyszał; I pilno się wywiadywał, Gdzieby się teraz znajdował, On śliczny młodzieniec. Lecz się nigdzie nie dowiedział, aż w Jerozolimie, Usłyszał, że między ludźmi ta nowina slynie; Że na górze trupich kości, Dla owieczki swej z miłości, Ten młodzieniec umarł. Gdy przyszedł na ową górę, tam między wilkami, Obaczył owce stojące, z dzikiemi kozłami, A młodzieniaszka onego, Okrutnie poranionego, We wielkiej boleści. Pielgrzym ujrzawszy młodzieńca bardzo zranionego, Pytał go kto jest przyczyną tych boleści jego; Że tak bardzo jest zraniony, We krwi swojej ubroczony, I ukrzyżowany. Młodzieniec mu odpowiedział: że owieczka miła, Która się z dzikiemi wilki, i kozły zbraciła; A słyszała na się wołać, Nie mogła już tego wystawać, Z niemi się zbraciła; Aby mnie już pochwyciwszy okrutnie zranili, Niemiłosiernie ubiwszy, we krwi ubroczyli; Ja i to cierpliwie znoszę, Owieczki z pokorą proszę, By do mnie wróciła. O owieczko ukochana o owieczko miła, Któraś mnie pasterza twego, tak bardzo zraniła; O powróćże powróć do mnie, Wezmę cię na swe ramiona, Zaniosę do Ojca. O tam będzie wielka radość z znalezienia twego, Wszystkich sługów i dworzanów w domu Ojca mego Tam będziesz wielkiej radości, Używała we wieczności, Bez końca żadnego. Chrześcijanie czy wszystkoście dobrze zrozumieli, Coście teraz w tej pieśni odemnie słyszeli; Owca jest, każdy żyjący, Król jest sam Bóg wszechmogący Pasterz Jezus Chrystus. On to pilno woła szuka owieczki zbłąkanej; Duszy człowieka grzesznego, w świecie zatopionej; By ją pozyskać dla siebie, I onę osadził w niebie, U Ojca swojego. A gdyście tak zrozumieli, ze mną zaśpiewajcie, A ze serca pokornego do Boga wołajcie: Jak bardzo nas umiłował, Kiedy dla mnie nie żałował, Syna jedynego. Ale gdy wydał tak na śmierć, dla ludu grzesznego, Aby którzy się nawrócą, i uwierzą w niego; Żeby wiecznie nie zginęli, Lecz przez niego osiągnęli, Raj i żywot wieczny. Amen
Ewa Grochowska 2011 (2011)
Nabożna
©